środa, 24 września 2014

Witaj Tbilisi!

Samolot PLL LOT 22.30. Cała nasza grupa jak zwykle (to przecież nie pierwsza wyprawa - moja czwarta!), jest podekscytowana. Jaki nowy sprzęt, a gdzie będziemy wędrować... W samolocie zajmuję miejsce obok... alpinistki, wybierającej się na Elbrus. Od niej dowiadujemy się, gdzie można kupić gaz, wymieniamy informacje, trzygodzinna podróż  upływa bardzo szybko. O 4 czasu gruzińskiego (2 godziny różnicy) lądujemy w Tbilisi i zaczyna się przygoda.



Umawiamy Gruzina, który oferuje się zawieźć nas do Omalo (1900 m n.p.m.)- stolicy Tuszetii, skąd mamy wyruszyć w góry. Uzgadniamy cenę, pan mówi o bracie, który wwiezie nas przez przełęcz do Omalo dobrym samochodem z napędem na cztery koła. Po godzinie zaczynamy pakować się oraz nasze plecaki do samochodu. Okazuje się wówczas, że samochód jest owszem 7-osobowy,  ale nas przecież jest siedmioro. A kierowca? Siedzimy więc o jednego więcej, plecaki przywiązane sznurkami do bagażnika na dachu.

 I jazda! w uśpione Tbilisi na... śniadanie :) chaczapuri (taka pyszna drożdżówka z serem i z jajkiem na wierzchu) oraz chinkali, słynne pierożki z rosołkiem i mięskiem w środku). A także wino gruzińskie. Pycha!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz