niedziela, 25 października 2015

Gruzinska Droga Wojenna

Po wyjściu ze szpitala kierujemy się do miejsca, gdzie można złapac jakiś transport do Kasbegi czyli Stepantsmindy, prawie przy granicy z Rosją. Będziemy jechac Gruzińską Drogą Wojenną, gruz. საქართველოს სამხედრო გზა, czyli drogą, która przecina w poprzek Kaukaz Wielki. Jest to malowniczy i niezwykle strategiczny szlak z Tbilisi do Władykaukazu, w Osetii Północnej. Został rozbudowany w XIX wieku.Gruzińska Droga wojenna ma długośc 208 km, a na Przełęczy Krzyżowej, w najwyższym swoim punkcie, wznosi się na 2379 m n.p.m.

fot. Nieważne ile samochodów jedzie, krowy i tak muszą przejśc przez ulicę.

Droga ta nazwę swą zawdziecza Rosjanom, którzy to poszerzyli i wzmocnili istniejący od starożytności szlak, co pozwoliło na szybki przerzut dużych oddziałów w czasie wojny z północnokaukaskimi góralami w Czeczenii i Dagestanie (Wikipedia). Wynajmujemy dwie taksówki (200 lari) i o 16.12 wyjeżdżamy z Dusheti. Krowy chodzą, jedziemy wysoko przez przełecze, jest gorąco.   

fot. Oczywiście zbita przednia szyba w samochodzie nikogo nie dziwi.

Jesteśmy głodni, zatrzymujemy się przy źródle wody mineralnej, których tutaj jest sporo. Woda pyszna. Robi się chłodniej, jesteśmy już przecież sporo wyżej. Mamy nadzieję, że kupimy coś do jedzenia na ciepło, ale zbyt długo musielibyśmy czekac. Kupujemy słynne, gruzińskie, słodkie przysmaki (orzechy z winnej galaretce) i jedziemy dalej, serpentynami w górę.


Po przyjeździe do Kazbegi, na głównym placu witają nas krowy. Szukamy Wasyla, który jest opisany w przewodniku polskim jako bardzo życzliwy Polakom przewodnik. Rzeczywiście jest bardzo pomocny. Załatwił nam jeepa, (26 lari) którym, po późnej kolacji, wjeżdżamy do bazy na 2174 m n.p.m.. Na kolację jadłam chinkali, gruzińskie pyszne pierożki z gorącym, wołowym rosołkiem w środku i surówki. Zanim wyjechaliśmy zaczęło robic się zimno, co będzie na górze?

fot. Piotrek wdrapał się na jeepa, żeby związac nasze plecaki na górze.

 Jest ciemno jak rozstawiamy namioty. Pierwszy raz rozbijamy je w świetle reflektorów samochodowych. Jesteśmy w bazie wypadowej na Kazbek. Rano dostrzegamy wokół nas więcej namiotów.

fot. Kazbek, trzeci co do wysokości szczyt w Gruzji, siódmy w Kaukazie.

W nocy przeszła nad nami ogromna burza. Rano budzi nas deszcz i bardzo silny wiatr. Jeden z naszych namiotów został trochę poszarpany!


poniedziałek, 12 października 2015

Szpital i zastrzyk przeciw wściekliźnie

Wojtek, bohater dnia, a właściwie wieczoru, pogryziony przez psa, dzielnie zniósł nocne Polaków rozmowy. Bez żartów, my spaliśmy jak zabici, ale Wojtek prowadził rozmowy z firmą ubezpieczeniową z Polski. Wielkie rozczarownanie! Jeśli coś się Wam przytrafi w Gruzji, z dala od czegokolwiek, trzeba wiedziec, że nie ma to jak poradzic sobie samemu. Uprzejmi państwo mówią :"my pokryjemy koszty wydatków". Dalej radź sobie człowieku sam.


To jedziemy, wolniutko, wynajętym samochodem, do szpitala. Krętą, szutrową drogą. Próbujemy namówic naszego kierowcę, aby zawiózł nas do Stiepansmindy, ale on się boi. Samochód niezbyt sprawny, lusterka zbite i ... nie zna policjantów. To inne rewiry.

Fot. Maciek w lusterku, tym całym.

Po paru godzinach jazdy naszym oczom ukazał się przepiękny, ogromny zalew, ze szmaragdową wodą i zupełnie pusty. W Polsce byłoby pełno łódek, jachtów i kąpiących się ludzi. A tu pustka!

Fot. Zbyszek się chłodzi

Fot. Nasza grupa, bez Piotra, ale za to z kierowcą.

Szpital, ukoł czyli zastrzyk.

Fot. Maciek i Zbyszek czekają na nas przed szpitalem, Grześ, ja i Wojtek jesteśmy w szpitalu

Czekamy na lekarza. Przyjmuje sprawnie, zasadniczo, robi zastrzyk czyli ukoł po rosyjsku, pielęgniarka dezynfekuje ranę, robi opatrunek, płacimy i gotowe! Szybka obsługa! Najwięcej problemu z napisaniem leczenia, jest oczywiście po gruzińsku, ale co to da w Polsce:) Następny ukoł za trzy dni, już w Tbilisi kolejny już w Polsce.

Szukamy taksówek, które zawiozą nas do Kazbegi czyli Stepantsmindy.