niedziela, 23 listopada 2014

Zejście przez gęstwinę barszczu Sosnowskiego.

To najwspanialszy dzień, idziemy spokojnie na dużej wysokości, ale się nie męczymy. Nasza ścieżka wiedzie prawie cały czas po płaskim terenie. Wysokość nadal ponad 2500 m. npm. Jeszcze nie schodzimy, oby tutaj jak najdłużej być. Jest pięknie! Widzimy przelatujący niedaleko nas helikopter, wygląda bardzo nierzeczywiście.


Z daleka dostrzegamy samotny, pomarańczowy namiot. Pewnie jakaś straż graniczna. Ale poza przyglądaniem się nam przez lornetkę, nic sie nie dzieje.


Zastanawiamy sie jak mamy schodzić. Gdzieś tutaj powinny rozwidlać się drogi. Część wędrowców podąży do Shatili, my w stronę Kazbeku. Rozkładamy mapy, odpalamy GPSy i staramy się ustalić właściwy kierunek. Chłopcy dyskutują nad mapami, a ja w  tym czasie schodzę do strumienia wśród zarośli i zażywam tzw kąpieli. Zimniutka woda odświeża fantastycznie. Ale skóra na głowie trochę cierpnie od tak niskiej temperatury:)


Droga wybrana, to czarny szlak. Czeka nas ostre zejście przez gęstwinę barszczu Sosnowskiego 1100 metrów w dół. Studenci, których mijaliśmy, opowiadali nam o tym, dobrze, że mamy długie spodnie. Często ścieżki prawie nie będzie widać.


Mamy zejść do rzeki na dole.


Barszcz Sosnowskiego to roślina zielna, wywodzi się właśnie stąd, z Kaukazu. Wcześniej po II wojnie światowej sprowadzona do Rosji, a także Polski, jako roślina pastewna. Okazało się, że jest kłopotliwa w uprawie, sok ze świeżych roślin powoduje poparzenia. Jest też bardzo inwazyjna, trudna do zwalczenia, zaczęła się rozprzestrzeniać w szybkim tempie, powodując zarastanie dużych obszarów.W Polsce uprawa barszczu Sosnowskiego jest zabroniona. A tu, w Kaukazie, pełno jej, szczególnie na tym terenie.


Im niżej schodzimy, tym robi się cieplej. Jednak lepiej pozostać w długich spodniach. Po monotonnym schodzeniu, już w gorącu, prawie na dole, zastajemy jakieś zabudowania. To domki pasterzy. Teraz tam nikogo nie ma, ludzie są pewnie z owcami wyżej. Nadzieja na kupienie czegokolwiek rozpływa się w miarę zbliżania się do chat. Pod nami, już niedaleko, rzeka. Wojtek, Maciek, Zbyszek i Andrzej już tam są. Kąpią się w tej szerokiej, wartkiej, lodowatej rzece. Ja zaraz do nich dołączę. Uwielbiam wodę. Robimy dłuższy postój. Mamy też trochę czasu, aby przemyśleć jak przeprawic się na drugi brzeg. Nie będzie łatwo!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz