niedziela, 28 grudnia 2014

Popas i kąpiele w rwącej rzece

Po dość szybkim zejściu robimy przerwę, tzw. popas. Tym razem nie śpieszymy się. Chcemy zjeść coś na ciepło. Wojtek nosi ze sobą szybkowarek do gotowania wody. Za jednym zamachem dostaje się mniej więcej dwa kubki wrzątku. Fenomen tego urządzenia polega na tym, że gotuje się na kilku patyczkach chrustu, a ten można znaleźć wszędzie. Maciek i Zbyszek są już po zupce, teraz czas na nas.
W międzyczasie kąpiemy się z przyjemnością. Jest cieplutko, ale woda, jak we wszystkich tutejszych rzekach, lodowata. Za to jaki relaks...


Za nami najtrudniejsze przejście, Atsunta, teraz czeka  nas spokojny trekking wzdłuż rzeki, piękną doliną, których w Kaukazie jest mnóstwo. Zastanawiamy się jak przeprawić się przez rzekę. Jest dosyć szeroka w tym miejscu. Padają różne propozycje.


Wojtek chciałby przejść po szynie, jednak jest ona tak wąska, że nie mieści się stopa. Klinuje się. Wojtek bardzo dobrze pływa i tak jak ja lubi wodę, więc proponuje, aby przejść pod szyną, trzymając się jej od dołu obiema rękami. Próba wypada pomyślnie, jednak bez plecaka. To świetna zabawa! Jednak w naszej grupie nie wszyscy lubią wodę...


W końcu przechodzimy wszyscy po kolei z plecakami przez rwącą rzekę. Przydają się kijki. Nawet nie zauważyłam i nie usłyszałam, że Maćka podciął silny prąd rzeki  i razem z plecakiem przewrócił się on do wody. Na szczęście nie połamał się, jest tylko... cały mokry. Na drugim brzegu stoi duża grupa Niemców, którzy też zastanawiają się jak pokonać tę rzekę. Od grupy odrywa się jeden człowiek. Zagadujemy do siebie, okazuje się, że jest to Polak, który mieszka w Berlinie. Chwila na wymianę gruzińskich wrażeń i idziemy dalej. Tu niedaleko nasze drogi się rozchodzą. Większość ludzi idzie do Shatili, my w inną stronę. Żegnamy się z wojakami, już ich nie spotkamy, za tym strumieniem, oni w prawo, my w lewo:)