Tuszetia i Chewsuretia, do której zmierzamy, graniczą od północy z Czeczenią i Północną Osetią. Granica ta jest dośc starannie strzeżona, dlatego też musimy mieć pozwolenie na przebywanie w strefie przygranicznej. Działania wojenne już tam się już nie toczą, jest bezpiecznie, ale spotykamy tam czasami ślady wojny.
Idziemy doliną, czasami nie jest łatwo, skacze się po skałach, wąziutką ścieżynką nad szumiącą w dole rzeką. Ale nie ma innej drogi. Zmierzamy do Girevi, do punktu granicznego. Tam mamy się zarejestrować.
Robimy przerwę w marszu, pijemy dużo wody z izotonikami. Czas na spotkanie z pogranicznikami. Ja z Wojtkiem zostaję przy plecakach, pozostali biorą paszporty, także nasze, i idą zarejestrować całą naszą grupę. Od tej pory nie możemy się rozdzielać, mamy tylko jeden glejt na te wielkie góry dla nas wszystkich. Odpoczywamy dosyć długo, chłopcy zniknęli za rzeką, już półtorej godziny ich nie ma. Niepokoimy się. Zupełnie niepotrzebnie, jak się okazuje. Nasi panowie zostali zaproszeni na gruzińską suprę!
Honorem Gruzina jest upić gościa. Nieopodal stołu nasi koledzy widzą śpiących Słowaków, z rozsądkiem więc, przed nami jeszcze długa, trudna droga do bazy przed jutrzejszym wyjściem na Atsuntę, żegnają się z gospodarzami, z tomadą i wracają do nas. A my małymi grupami wyruszamy dalej...
W końcu wszyscy jestesmy znowu razem. Przed nami najwspanialsza i najtrudniejsza cześć naszej wyprawy.
Idziemy doliną, czasami nie jest łatwo, skacze się po skałach, wąziutką ścieżynką nad szumiącą w dole rzeką. Ale nie ma innej drogi. Zmierzamy do Girevi, do punktu granicznego. Tam mamy się zarejestrować.
Robimy przerwę w marszu, pijemy dużo wody z izotonikami. Czas na spotkanie z pogranicznikami. Ja z Wojtkiem zostaję przy plecakach, pozostali biorą paszporty, także nasze, i idą zarejestrować całą naszą grupę. Od tej pory nie możemy się rozdzielać, mamy tylko jeden glejt na te wielkie góry dla nas wszystkich. Odpoczywamy dosyć długo, chłopcy zniknęli za rzeką, już półtorej godziny ich nie ma. Niepokoimy się. Zupełnie niepotrzebnie, jak się okazuje. Nasi panowie zostali zaproszeni na gruzińską suprę!
Siedzą przy stole, jedzą, piją gruzińskie wino lub czaczę. Oczywiście bez słynnego gruzińskiego toastu ani rusz. Biesiadę czyli suprę prowadzi najstarszy mężczyzna, tak zwany tomada. Wskazuje, kto ma wygłaszać toast, kto gdzie ma usiąść. Przy stole najpierw zasiada starszyzna, potem dojrzali, w sile wieku panowie, na końcu młodzi mężczyzni i chłopcy. Dla kobiet nie ma tam miejsca! Nasz Grześ został wybrany przez tomadę do wygłoszenia toastu. Mówił po polsku, podobno dosyć długo, jak przystało na polonistę. Poszło mu nie gorzej niż Gruzinom! Brawo!
W końcu wszyscy jestesmy znowu razem. Przed nami najwspanialsza i najtrudniejsza cześć naszej wyprawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz