środa, 5 listopada 2014

Chewsuretia - zejście z Atsunty


 Wojtek nie jest zadowolony ze zdjęcia, które zrobił przed chwilą. Pozujemy z Piotrem i Grzesiem jeszcze raz...Atsunta zdobyta, ma być widoczny wyraz triumfu!



Jest już późno, zaczyna się robić ciemno, musimy rozpocząc schodzenie, bo skończymy na zejściu z czołówkami, a to nie jest przyjemne. Schodzimy 400 metrów.

  

Karkołomne zejście, nogi jak z waty, kolana sie trzęsą. W końcu baza, sporo tu namiotów ludzi, których widzieliśmy po drodze, a także tych, którzy następnego dnia będą zdobywac Atsuntę. Są nasi komandosi. Maciek, Zbyszek i Andrzej rozbili już swój namiot. Nie mogli ugotować jedzenia czy herbaty, bo garnek niósł Grześ. Zimno. Rozbijamy namiot po ciemku, gotujemy coś do jedzenia. Nie smakuje, jakieś kisielki, brr... Spać, spać, ale zimno! Około 0 stopni. Szliśmy prawie 14 godzin!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz