niedziela, 11 stycznia 2015

Biwak z ogniskiem.

Wysokość 1916 m n.p.m. Rozbijamy namioty.Trzeba wybrać w miarę równe miejsce, nie w dołku, nie w spadku, i zrobić to szybko.


Po wielu dniach jesteśmy zgranym zespołem.


Ognisko. Nareszcie! Drewno, które leżało, trzeba porąbać. Specjalistą jest Zbyszek, który nosi ze sobą toporek. Zwykle jedzenie gotujemy na maszynce, na butle gazowe. Ale gdy  płonie ogień?


Garnek, który nosi Grześ nadaje się do gotowania na ognisku. Próbujemy. Po obiedzie jest on brudny jak święta ziemia (cały w sadzy) i trudno się domywa, ale ile radości:)


Czasu mamy więcej niż zwykle, dotarliśmy ze dwie godziny przed zmrokiem. Robimy więc pranie: mamy mało ubrań, pogoda ładna. Chłopcy napinają linki pomiędzy kijkami. Niektórzy mają klamerki. Przydają się. Rozwieszamy pranie.


Ja całkiem sporo wyprałam. Poza bielizną także koszulki. Jest to trochę ryzykowne, pranie pojedynczych skarpetek czy bielizny jest bezpieczniejsze. W razie deszczu tylko jedna para jest mokra. Wkłada się taką mokrą rzecz na plecak pod linki i się idzie. Przez cały dzien jakoś tam wyschnie. Tutaj poszaleliśmy. Rano obudził nas deszcz:(




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz